niedziela, 16 grudnia 2012

Dokarmiamy! Obowiązkowo!

rys. Nikola,  miała wtedy 6 lat



Mroźna zima potrafi zabić człowieka, więc cóż może zrobić z małym lub większym, zimującym u na ptakiem? To prawda – niektórzy mówią, że dokarmianie to zwabianie ptaków w jedno miejsce przez co stają się łatwym celem dla drapieżników – w tym również niektórych ludzi. Tak... no ale dzięki temu, że obok człowieka jest łatwiej znaleźć jedzenie, pozostają w Polsce na zimę ptaki, które powinny szukać cieplejszych krain np. łabędź czy kos, więc cóż one mają jeść jeśli ich „pożywienie” zasnęło? I rośliny i owady? A nasze ptaki, wierne swojemu krzakowi całe życie? Kiedy śnieg zasypie i przymrozi wszystko wokół, co mają zrobić? Nie wyskoczą przecież do sklepu na rogu po paczkę słonecznika... a... no i mamy gości... z jeszcze zimniejszej tą porą roku Syberii – gawrony. Przygnały tu do nas w nadziei na lepsze czasy... no wręcz za chlebem do Polski przyfrunęły... a gile? Jemiołuszki? I inne? Bidulki, zziębniętym pazurkiem ziemi nie rozgrzebią... a my tacy duzi, mądrzy i zaradni pomóc im możemy. Chociażby za to, że pożerają komary, kiedy nas tak gnębią latem... i trzebią dzielnie ród much i innych owadzich łotrów, które by nas żywcem zjadły gdyby nie ptaki. Tak więc dokarmiajmy ptaszęta z radością, bo tak wiele nas to nie kosztuje, a okruchy ze stołu, które byśmy wyrzucili, napełnią porządnie brzuszek jednemu chociaż wróbelkowi. Chciałyśmy przypomnieć, że ptaszki to nie świnki i wszystkiego nie zjedzą – tak więc nie rozrzucajmy się z obiadami dwudaniowymi na trawnikach. Chleb, który chcemy dać skrzydlakom sprawdźmy uważnie czy nie zaczął pleśnieć – pleśń dla ptaka jest bardzo niezdrowa, więc taki chleb do śmietnika raczej niż do dziobków wyrzucamy. Poszukałyśmy wiarygodnych informacji o tym co jedzą poszczególne ptaki. O gołębiach nie musimy już chyba pisać? Myślę, że doskonale wiecie, Drodzy Czytelnicy, co wymienieni jedzą. Opiszemy króciutko co możemy serwować pozostałym osobnikom w ptasich stołówkach.

Źródło: mówimyjak.pl

Kos, szpak, rudzik lubią nasiona owsa, konopi, płatki owsiane, pokrojone gruszki, jabłka (mogą być ogryzki), resztki drobno pokrojonego mięsa.

Szczygieł, zięba, czeczotka, czyżyk, gil – oleiste nasiona, słonecznik, len, mak, rozdrobnione nasiona dyni, nasiona owsa, prosa.

Sikorki – słonecznik (najlepiej łuskany, bez łupiny), orzechy, słoninę.

Wróble – nie są wymagające – jedzą okruchy pieczywa, ziarna, nawet słoninę.

Krukowate: gawron, wrona, kawka – chleb, orzechy włoskie, lubią mięso

niedziela, 2 grudnia 2012

Te ... gołębie!

Ponieważ nie będzie to tekst naukowy tylko "ciekawostkowy" powstrzymamy się od sypania datami i zarysem historycznym - zaintrygowani na pewno sami sięgną po informacje do odpowiednich źródeł. 


Fot. A. Figiela
Gołębie, nazywane przez niektórych rzeczownikiem od słowa oznaczającego czynność fizjologiczną... hmmm...  brzydkim słowem od wydalania, żyją wśród nas od dawna. I od dawna niektórym ludziom bardzo przeszkadzają. Zresztą jak i wiele innych zwierząt próbujących z nami koegzystować, ale w tym poście skupimy się tylko na gołębiach. NA RAZIE na nich. Te miłe żarłoki, których śladów bytności na naszych parapetach nie lubimy, to gołębie skalne. Zauważcie, że mieszkają w miastach - na wsi zobaczyć można dzikie, znacznie większe od "miastowych", ptaki, które przed człowiekiem raczej uciekają niż zatrzymują się w oczekiwaniu czy "może coś pysznego skapnie". Teraz wysokie budynki w miastach to ich skały - środowisko, z którego się wywodzą. Zostały sprowadzone do miast, wieki temu, właśnie przez człowieka.  Czy trzeba tłumaczyć do czego dawno temu człowiekowi potrzebne były gołębie? Że zastępowały listonosza... ba ... nawet telefon komórkowy? Mamy nadzieję, że nie trzeba. Elaboraty nie są naszym celem. Gołębie przenosiły listy i były "stworzeniami codziennego użytku", a zapotrzebowanie na nie ze względu na ich orientację w przestrzeni, niebywałą łatwość w ich oswajaniu, była ogromna. Niektóre z nich zgubiły się razem z wiadomością przyczepioną do nóżki, niektóre być może zakochały się i uciekły z ukochaną, inne po prostu uciekły bo im się w klatce nie podobało - to oczywiście swobodne tłumaczenie tego skąd się wzięły gołębie skalne w naszych miastach. Są tu dzięki nam - ludziom i próbują z nami żyć. Więc Wy spróbujcie żyć z nimi bez zbędnego krzywienia się na widok ich kupki na oknie. Miejmy świadomość, że człowiek opanowuje tereny zwierząt coraz bardziej i bardziej i musi nauczyć się z nimi współ - istnieć, tak jak one próbują dostosować się do warunków jakie im stwarzamy. No... rakiety na Marsa nie zbudują przecież coby nam ulżyć.
A oto kilka sposobów na to aby gołębie nam jak najmniej przeszkadzały:
- na parapecie założyć kolce - nie żyłki, bo żyłki mogą zaplątać się na nóżkach bohaterów tego postu i spowodować ich przedwczesną, tragiczną śmierć. Kolce ukłują i spowodują obrażenie się na nasz parapet i uznanie go za niegodny bycia postojem dla szanownego gołębia...
- nie wyrzucać na trawniki kapuchy, ziemniaków, bochenków chleba, bułek i resztek obiadu...- przecież to nie prosiaczki czy tam krokodyle, które sobie pogryzą z radością czerstwy bochen... dlatego to wszystko gnije nam pod oknami i denerwujemy się na gołębie. Gołębiom i innym ptakom dajemy okruchy lub ziarno...
- jeśli  upodobały sobie Wasz balkon i oblegają go używając jako salonu, jadalni i ubikacji a Wy już zaczynacie się czuć (niezależnie od płci) jak Królewna Śnieżka z Disneya i wypatrywać siedmiu krasnoludków, włóżcie w doniczkę kij, na kij nałóżcie plastikową butelkę, która robiąc hałas skutecznie będzie odstraszać nieproszone skrzydlaki.

To kilka sposobów na uciążliwe zachowania obok Waszego domu. Na resztę przymknijcie oko i wybaczcie.  My ich z miasta nie pozwolimy "wykurzyć". Ani ich ani innych ptaków... po pierwsze, bo robale by nas zjadły a po drugie - to nie jest tylko nasza planeta....